poniedziałek, 31 października 2011

na szybko

siedzę na plecaku i czekam na wyjazd, w międzyczasie fotki z ostatniej sesji ślubnej, jesteśmy ciągle w temacie lewitacji...














poniedziałek, 24 października 2011

LEWITACJA czyli nie przesadzaj z efektami

Na potrzeby sesji poślubnej chciałem opracować i przećwiczyć pewien efekt fotograficzny (żeby nie powiedzieć fotoszopowy), który chciałem wykorzystać właśnie na plenerze. Chcąc sfotografować lewitującego diabła opracowałem sobie na szybko metodę uzyskania czegoś podobnego i... okazało się, że nie jest to takie proste! Oczywiście mogłem sobie do tła dokleić obiekt i gotowe, jednak taka operacja z pewnością powoduje to, że kształt pikseli, rozkład tonalny i inne elementy w obu połączonych warstwach  zwyczajnie się nie zgadzają. A przecież klientela będzie powiększać, przyglądać się i ... opinię łatwo sobie zszargać nieprzemyślanym gadżeciarstwem. Zależało mi na tym, aby i obiekt i tło,  i efekt lewitacji były uchwycone jednym naciśnięciem spustu migawki a oglądający zawsze zadawał sobie pytanie: jak on to zrobił... Oto co wyszło: 



marzenie każdego mężczyzny: lewitująca nad ugorem małżonka




wariant bardziej dynamiczny



Technicznie cała operacja jest bezproblemowa, maska, stempel CTRL+C i wszystko daje się uzyskać, jednak na przeszkodzie stoi mózg, co gorsza nie mój! WASZ! Fota jest tak mało realna, że wydaje się, że albo Ania jest perfidnie wklejona do widoczka (nie wydaje się wam, że jakaś jest zbyt ostra na krawędziach?) a już na pewno jakaś zbyt jasna i niepasująca (być może zrobiłem błąd dopalając lampą....) Nie ma znaczenia, że jej własny cień kładzie się w kadrze. Czyli wytłumaczyliście sobie: tandetne wklejanie: tylko fotoszop.  A co z tym zdjęciem: (UWAGA PATRZCIE NA NIE OKOŁO 20 sekund)


Tak samo mało realne jak poprzednie, mimo, że odjąłem nieco głębi ostrości. No to zobaczcie następną fotę (zdradzam warsztat i tzw. tajemnicę zawodową, jak nic samozwańcy wywalą mnie z cechu, ale w końcu po coś to czytacie!). Ania perfidnie stoi na drabince, a ja jeszcze perfidniej tą drabinkę wymaskowałem. Ale to nic, teraz nawet drabinka jest nierealna, jakby dalej, jakby wklejona, nieprawdaż?




Na dole zdjęcie jest jak najbardziej realne, to jest jpeg z RAW'a, zupełnie nie ma się czego doczepić, a na pewno nie tego, że coś zostało wklejone. NIE INGEROWAŁEM W OBRAZ, wszystko w normie (nawet jakieś głupie to zdjęcie się wydaje). Ale sami widzicie, że coś jest nie tak, że coś wklejone. No to popastwię się nad Waszymi umysłami: czy Ania przysłania od słońca oczy czy pokazuje "puknij się w głowę"? PERCEPCJA.

Zrobiłem sesję poślubną i efekt lewitacji wyszedł wspaniale... tylko, że go nie widać!!! Model zawsze na czymś stoi, choćby to była odległa o kilkanaście metrów siatka cienka na milimetr, rożek płaszcza czy nawet pogięta puszka po piwie. 

To teraz konstatacja bardziej ogólna niż tylko efekt lewitacji. Często się ostatnio przekonuję, że ludzie mają obraz fotografii, żeby trafnie to ująć:  "jakby robionej z małpy". Przerysowanej, przepalonej, z ostrością tu i taaaaaaaaaaaaaam. Jednym słowem takiej, do jakiej przywykli kupując przysłowiowe "małpki", a prawdziwemu artyście na chleb nie wystarcza, bo mu "wizji" nie akceptują ;-) 

ps. gdzieś do połowy listopada "prawdziwy artysta" będzie musiał wstrzymać posty, wybieram się na wyjazd gdzie będę zbierać materiały do dalszych publikacji, a Was zostawiam z zimnym listopadem :-p


 




piątek, 14 października 2011

Jarosław (nomen omen)

Nie wiem czy przypadkiem nie ocieram się ze swoimi zdjęciami o produkcję masową (czytaj tandetę), ale przy okazji pobytu w Jarosławiu próbowałem trochę kompozycji z "człowiekami". Chodząc po ulicach miasteczka nie mogłem się nadziwić tym, jak bardzo różni się życie takich miejsc od życia wielkomiejskiego (in plus). Mam wrażenie, że my, mieszczuchy zamknęliśmy się całkowicie w swoich mieszkaniach. Tutaj życie toczy się na zewnątrz, na przystankach, na progach kamienic, na chodnikach, w sklepikach i w podwórkach. I chociaż ewidentnie widać jakieś specyficzne "zawieszenie", rzucają się w oczy zwykłe społeczne problemy, to przechadzając się uliczkami miałem wrażenie, jakbym uczestniczył w specyficznym rodzinnym rytuale, tak mi obecnie obcym. Ludzie chodzą od jednej gromadki do drugiej i się witają, dyskutują, wszyscy wszystkich znają. Coś podobnego widuję na wschodzie i bardzo mi to odpowiada.








niedziela, 9 października 2011

Pocztówka z wakacji (mocno przestarzała)


Szperając po swoich rupieciach fotograficznych, jak zwykle znajduję coś ciekawego: tym razem błona fotograficzna, FUJI Velvia 100 (kto dziś pamięta o tej firmie...) pociąłem, wsadziłem w ramki, zeskanowałem. Z tego co pamiętam, to wszystke te foty robiłem na pełnej dziurze Canonem FD 50 1.4 i Vivitarem FD 135 2.8. Oczywiście mały obrazek, który dzisiaj nosi pneumonologiczną nazwę: pełnej klaty.  Dokładna inspekcja slajdów wykazała, że zdjęcia są... nieostre, zwyczajnie: jakoś rozmyte, nie widać tego jednak na rzutniku, tutaj też jakoś tego nie zauważam.

Porównajcie foty z poprzedniego posta, tam niektóre były robione tym samym obiektywem (Vivitar 135 2,8 z mocowaniem M42). Gdzież ta głębia, gdzie ten klimat? Zaczynam mieć marzenie gruźlika: PEŁNA KLATA!!! Poza tym zaczyna mi się rujnować potrzeba ostrości żyletkowej w fotografii cyfrowej ;-) 

Zatem spóźniona (wtedy jeszcze nie było Blogspota) pocztówka z Czarnogóry, ach ta głębia ostrości...


Vivitar 135


Canon FD 50 1,4







Canon





Canon, ciekawy efekt solaryzacji (chyba) ma błonie






Canon






Canon






Canon





Vivitar, nie mam pojęcia jak z odległości 200 metrów uzyskałem taką głębię...

piątek, 7 października 2011

Jak każdemu zapalonemu fotomamatorowi zdarza mi się wziąć jakieś małe zlecenie ;-). Oprócz ciężkiej dość pracy (pracę ślubną odsypiam z reguły dwa dni) zawsze zostają jakieś ulubione kadry. Rozpoczynam niniejszym ciąg publikacji (jak to mądrze brzmi) traktujących o... ludziach, w tej dość rzadkiej chwili.



Uszczknę odrobiny warsztatu: na ślubach nie polecam tego sposobu, bo może się okazać, że zostaniemy z niczym. Fota została zrobiona na długim naświetlaniu (1/4 sek) w świetle dziennym z lampą błyskową. Zależało mi na dynamice i poruszonym kadrze. Nie wdając się w szczegóły walnąłem to zdjęcie (w serii kilku) z biodra, nie widząc co się dzieje w kadrze. 

niedziela, 2 października 2011

Volovskie Vrchy w kolorku

 No to kontynuujemy wspomnienia z wakacyjnej wyprawy w Volovskie Vrchy. Oglądając te zdjęcia uświadomiłem sobie, że w środku sezonu nie spotkałem w tamtejszych górach żadnego turysty. Owszem drwale, Cyganie i kilku pasterzy w masywie Bukovca. Szlaki turystyczne zanikające w trawie, kiepskie oznaczenia i zero infrastruktury, bardzo to lubię.




Ze Skaliska

Jedyna naturalna łąka w głównym paśmie




wspominałem o wyrębach?

tutaj i dalej widok z pasma Bukovca, bardzo uroczo...



Zawadka i Spisz