wtorek, 28 czerwca 2011

Sądecczyzna

No cóż, planowałem na tym blogu uwieczniać swoje wspinaczkowe wyczyny, względnie wyprawowe przygody a wyszło jak to w życiu: zwyczajnie. Jakoś się tak układa, że mam czas i możliwości jedynie na małe wycieczki, z których tylko landszafty mi zostają. Spakowałem więc plecak i moknąc niemiłosiernie przez trzy dni w opadzie "konwekcyjnym,szkwalistym i przelotnym" (burze) łaziłem po Sądecczyźnie. Zamieszczam zatem kilka fotek krajobrazowych, żeby było w klimacie wakacyjnych wycieczek.



Unikam tłumów turystycznych więc raczej łażę poza szlakami, śpiąc po lasach i sadach o ile mnie ktos nie pogoni. Wyszedłem z Łącka uzbrojony w małą flaszencję miejscowego specjału i ruszyłem na dróżki w kierunku Turbacza.







Następnego dnia poprawiły się warunki fotograficzne, lało przez pół dnia...



Tutaj ciekawostka: urządzenie do odstraszania zwierzyny z podgórskich pól. Zmyślna robota: małe śmigiełko napędza wałek, na którym są luźno zamocowane dwa ogniwka łańcucha, obracający się wałek powoduje, że ogniwka uderzają w złamany brzeszczot piły do drewna, dając dźwięk "klepanej kosy", dość niemiły i świdrujący w uszy.  Dodatkowo zwisa sobie smętnie jakiś worek o mocnych walorach szeleszczących. Co więcej wytwórca ustawił urządzenie w sposób przemyślany i nieprzypadkowy, doskonale komponuje się estetycznie z krajobrazem ;-)




 Pod Mogielicą przetrwałem trzy burze z gradobiciem gdy wreszcie odsłoniły się widoczki: czarnobiałe...



A potem kolorowe ;-) 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz