sobota, 15 listopada 2014

Portret Bolivii (i nie tylko) na tle ludzi (i nie tylko)


Niespełna miesięczny wyjazd zaowocował mi blokadą publikacyjno-fotograficzną. Przywiozłem tyle materiału zdjęciowego, że nie miałem odwagi zerknąć do zdjęć. Zwyczajnie nie wiedziałem od czego zacząć relację. Dwa miesiące leżakowania jednak jasno mi uświadamiają, że z wyjazdu zostały mi głównie: obraz ludzi i cztery  "atrakcje" (chyba tylko tyle było :-) ). Wydaje mi się, że jesteśmy inny niż ludzie, których spotykaliśmy. Jednak mniej normalni. Było to uczucie podskórne, nurtujące, niespokojne. Nasza odmienność przejawiała się sposobem w jaki oni na nas patrzyli. Nasza duża grupka podróżnicza w naturalny sposób stanowiła jakby kapsułę, zamkniętą na interakcję z miejscowymi, jednak parę chwil w tłumie pozwoliło mi spokojnie poobserwować, co zresztą każdy z nas na swój osobisty sposób także robił.


 

Pierwszy kontakt z miejscowymi miałem w Cuzco. Oszołomiła mnie mnogość miejscowych spacerujących w tradycyjnych strojach. Przyznam, że nie wiedziałem, czy mam się przyglądać, fotografować czy ignorować ten barwny korowód. Szybko się okazało, że parę osób stroi się do zdjęć, widząc obwieszonego aparatami człowieka zrywają się i proponują pozowanie za ładną sumkę.   Wystarczyło jednak zejść z głównego deptaka i już mieliśmy wspaniały pokaz ubiorów. Kolejne etapy podróży odmierzałem czasem spędzonym w autobusach i ubiorem kobiet i mężczyzn. Co kilkaset kilometrów zmieniały się kapelusiki, barwy chust, sploty worków.  Pojawiały się i znikały barwne spódnice, zmieniała grubość rajtuz i obuwia.  Co dowiedzieliśmy się od jednej z pań: kapelusik jest oznaką elegancji, szyku i kobiecości, no i dojrzałości. Jak wykazały moje obserwacje był to najczęściej męski kapelusik.





























A tutaj prekursor mody światowej





 To co jest odmiennego między nami o "nimi" to także dzieci. Są ich chmary, tuziny i tabuny. Byliśmy w niewielkim miasteczku, gdzie po otwarciu szkoły wysypały się takie tłumy dzieci, jakich nigdy w życiu nie widziałem. Na krótką chwilę zapełniły się jednokolorowym, błękitno-granatowym od mundurków, roześmianym tłumem maluchów i młodzieży. Na końcu, w garniturach, szła kadra nauczycielska.

Dzieci są wszędzie, na ulicach, w sklepach, w knajpach w autobusach. Rodzice pracują z dziećmi, podróżują, spędzają czas wolny. Dzieciaki sa czymś naturalnym a opieka nad nimi w czasie pracy nikogo nie dziwi. Wielokrotnie, zamawiając lody musieliśmy czekać, aż młoda sprzedawczyni  uspokoi swojego berbecia. Jakoś nie mam wątpliwości co nas czeka w niedalekiej przyszłości. 







Nie lubię tego zdjęcia, pokazuje ono, że wkrótce wymrze korowód kolorowych staruszek, zastąpi go właśnie taki sposób noszenia garderoby :-)


























Prawdziwą ucztą dla zdjęcioroba były jednak targowiska:





























2 komentarze:

  1. Niestety patrząc na te zdjęcia mam wrażenie jakiejś wyższej szkoły jazdy i zupełnie nie wiedziałabym co zrobić, żeby takie zrobić. Master jesteś Misza i tyle. Świetne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani ze świńską głową MASTERPIECE! a co do wrażeń międzyludzkich - ja miałam nieco inne ;)

    OdpowiedzUsuń