Straszna łatwizna, nawet okularów nie ściągnąłem a zdjęcia same się robiły. W czasie pobytu w Boliwii niejako zmuszeni byliśmy wynająć dwie terenówki. Czyli wycieczka objazdowa. Każda godzina tej przejażdżki wystarczyłaby na zapełnienie porządnego artykułu w National Geographic. Widoki przesuwały się, ja się z nimi oswajałem. Jak sobie przypomnę to co przedstawiam na dzisiejszych zdjęciach, to teraz przeszywa mnie dreszczyk. Odrealnione niebo, niezwykłe kolory krajobrazu wulkanicznego, ziąb i wiatr i te odrealnione ptaki sprawiające wrażenie lewitacji nad odmętem lazurowej wody. Wtedy jednak byłem głodny, miałem mokrego prawego buta i zgubiłem czapkę. Co mnie tam obchodziły jakieś ptaszyska, którymi zachwyca się świat. Dzisiaj jednak prawie o tych "niedogodnościach" nie pamiętam, a coraz bardziej tęsknię za ptaszyskami.
Tak, to jest kasa biletowa do kibelka, hot spot, no i kot z myszką tutaj grasuje :-) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz