piątek, 15 czerwca 2012

Armenia cz. 5 Cmentarze



Powinienem zacząć od  monastyrów Armenii, są piękne, ale w większości martwe i trochę smutne, dlatego zacząłem relację od innych miejsc gdzie tętni życie. No właśnie, na cmentarzach widać życie, odbija się tutaj cała historia tego kraju (znajdowaliśmy nagrobki nawet z X-XI wieku!!!), ale też to, w co ci ludzie wierzą, do czego przywiązują wagę, co jest dla nich istotne. I tak łażąc po nekropoliach, odbijało się w nagrobkach wiara, potem upadek wiary, komunizm, wojny i teraz, coraz bardziej widoczny konsumpcjonizm, blichtr, tandeta. Ciekawe jest to, że cmentarze ( i same monastyry) są położone są w miejscach, gdzie jakoś naturalnie się zmierza. Są to miejsca, gdzie chce się usiąść i siedzieć, patrzyć, dumać. Raz nawet, idąc nocą wypatrywałem, jakiegoś fajnego miejsca na nocleg, żeby rano się obudzić i mieć piękny widok, a tu cmentarz..., innym razem nawet spaliśmy tuż nad cmentarzem, o czym dowiedzieliśmy się dopiero rano. 

Ormianie chyba lubią się portretować, nie dziwi mnie ich chęć do pozowania i fotografowania. Już na najstarszych nagrobkach z łatwością można rozpoznać rysy twarzy, pewne wyjątkowe cechy anatomiczne i to mimo tego, że portret jest jakby rysowany patykiem na piasku. Z pewnością potrafili wspaniale portretować ludzi (o czym świadczą malowidła na monastyrach, rzeźny i sama architektura) być może, tak jak w średniowiecznej Europie, skromność i anonimowość były cnotą, dlatego chyba najstarsze nagrobki są jakby naiwne, rysowane ręką dziecka. Cały wysiłek zdobienia skierowany był w detale architektoniczne, haczkary, czyli zdobione krzyże to perełki i cuda, a co pocieszające, sztuka ta ciągle nie zamiera.







część z lat 50-60, krzyże zniknęły z krajobrazu






średniowieczne haczkary, ledwo widoczne, wypłowiałe i wytarte zdobienia












Odwilż światopoglądowa za czasów Breżniewa ( o i le o odwilży można mówić) pojawiają się haczkary.



Portrety nagrobne są poruszające, niezależnie od tego, czy pochodzą ze średniowiecza, czy są współczesne, pokazują często okoliczności śmierci leżącego w ziemi człowieka. Z reguły portrety są radosne, realne, miłe, dają poczucie żalu, że ta osoba odeszła, ale też odczucie, może nie radości, ale pogody ducha. Nie dostrzegłem martyrologii, tak powszechnej u nas. Jest taki nagrobek, który wszyscy fotografują (dlatego ja go nie fotografowałem ;-) ) przedstawiający najeżdżających mongoła na koniu zabijającego ucztujących i bawiących się Ormian. Ledwie kilka lat  później w Krakowie powstała legenda o Lajkoniku i hejnale, pod Legnicą rozegrała się wielka bitwa, Wrocław po raz pierwszy zobaczył broń chemiczną i proch, a błogosławiony Czesław na murach Wrocławia nawracał Mongołów. To nasza wspólna historia.




 





W latach 20. XX wieku pojawiła się rewolucja, na nagrobkach pojawiły się umundurowane postaci, gdzieniegdzie zamiast krzyża, sowiecka gwiazda, lata 50 te to nagrobki bez krzyży, równie zdobne, równie finezyjne, nawet przypominające haczkary, jednak bez znaku krzyża. Czas rozpadu ZSRR, wojna w Karabachu, to nagrobki z kulami, śladami odłamków, na płytach uśmiechnięci mężczyźni w drelichach wojskowych celujących z kałaszkinkowa, lub niedbale palący papierosa (tak, papierosa, na nagrobku).




A współczesne nagrobki, no cóż, widać, że ludzie żyją spokojniej, nie borykają się ani z wojną, ani najazdem, ani z wojującą polityką,  zupełnie normalny czas. Na nagrobkach raczej nie ma krzyża, choć na niektórych pojawia się, raczej jako znak "na wszelki wypadek" niż realna deklaracja... ot, widać w co dzisiaj wierzą Ormianie, mniej więcej w to samo co Francuzi, chyba w nic...






I na koniec jeszcze kilka fotek ze starego cmentarza nad Sevanem.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz