czwartek, 22 września 2011

Volovskie Vrchy czy jakoś tak...

Niewiele mi zostało pasm do przejścia turystycznego na Słowacji, więc zacząłem krążyć po różnych pipidówkach i zapomnianych szlakach turystycznych. Padło na Volovskie Vrchy, które na googlu wyglądały dość interesująco. Po przejściu mam mieszane uczucia, gdyż wpadłem do jakiejś jamy głową w dół, zwichnąłem sobie palec serdeczny i poobdzierałem się przygnieciony plecakiem. Dziwne tym bardziej, że po spożyciu Krupnika zawsze zdolności nawigacyjne i sprawność fizyczna wzrastają mi o 50%. Strach pomyśleć, gdybym wpadł tam  na trzeźwo. 

Tutejsze góry to wielka plantacja drzew z konsekwencjami: ogromne połacie wyciętego w pień lasu (smutny apokaliptyczny widok) a gdzie indziej bezkresne połacie młodnika, z którego nic nie widać. Taki jest obraz pasma głównego, jest jednak pasmo Bukovca, och pięknie tam, połoniny, zapach krowiego łajna i masa kleszczy w zagajnikach ;-)

Tak więc wędrowałem sobie kilka dni od biwaku do biwaku, popijając lokalne piwko, obserwując życie cyganów (w tutejszych miejscowościach stanowią większość), ich sposób na zarobkowanie, błądziłem po wyrębach gdyż szlaki turystyczne zniknęły razem z całym lasem, a z całej tej przygody jak zwykle zostały mi zdjęcia. Teraz B&W następny post w kolorze.

Na szczycie SKALISKA nazwa chyba zasadna...

Tam w oddali to chyba Beskid Niski...

źle wspominam to drzewko z lewej , dojście do niego (3 km) zajęło mi 2 godziny

na paśmie Bukovca, 13 kilometrów łąk,


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz