piątek, 28 września 2012
p. Słodowy
Stary ruski obiektyw, przejściówka do powiększalnika M32, pilnik, wiertarka, trzy aluminiowe nity, szlifierka, pole kukurydzy i proszę jakie ładne efekty...
wtorek, 25 września 2012
Armenia, no to kończymy
Wybierając się do Armenii miałem nadzieję zobaczyć korzeń Chrześcijaństwa, szykowałem się na nabożeństwa, śpiewy, na klimat który się nie zmienił od II wieku naszej ery, e coś tam znajdę czego coraz bardziej brakuje u nas. Tysiące lat Ci ludzie modlili się, a 70 lat komunizmu i dwa pokolenia wystarczyły, żeby świątynie zamarły i popadły w gruzy. Zobaczyłem ruiny, poste wnętrza, gdy łącznie naliczyłem może 20 osób wierzących, to miałem wrażenie, że odwiedzam jakąś wymarłą cywilizację, którą najechały chordy laików. Oprócz tych 20 wierzących, reszta odwiedzających te miejsca zachowywała się dziwnie, w sposób dla mnie niespotykany. Nie potrafię tego fenomenu opisać, wyobraźcie sobie może mszę św. w jakiś naszym kilkusetletnim kościele, a tutaj nagle włażą ludzie, idą środkiem, robią sobie zdjęcia, gadają, jedzą, krzyczą, nawołują się, jakby nie widzieli co się dzieje.
Gdyby patrzeć na te świątynie okiem nieuzbrojonym w wiedzę, to właściwie nie warto wybierać się do Armenii, ot malownicze, lepiej lub gorzej odrestaurowane i utrzymane świątynie. Jednak gdy uświadomię sobie, że te przebogate formy kładli tutaj ludzie, w czasie gdy my, "Polacy" żyliśmy w szałasach gdzieś pomiędzy w Bobrem a Bugiem to, jakiś taki niewyrobiony się czułem przy lokalsach nawet, jeśli ci chodzili w gumniakach.
wtorek, 18 września 2012
ARMENIA cd..
Między jedną pielucha a drugą przeglądałem zdjęcia z wyjazdów i uświadomiłem sobie, że... zapomniałem opublikować najważniejsze chyba foty z Armenii: landszafty i monastyry... wstyd, dlatego szybko nadrabiam. Wiem, że perfidne HDRy ale co tam, landszafcik jest ;-P...
piątek, 7 września 2012
Nysa
Jeśli będziecie w Nysie, zatrzymajcie się na chwilę pozwiedzać, akurat tutaj na zdjęciach bazylika, wspaniała, świetlista i sprawiająca wrażenie lekkości wnętrza (inaczej niż wrocławska), jest tam jednak więcej perełek wartych zobaczenia. Największe wrażenie jednak zrobiło na mnie uświadomienie sobie co ruscy rozwalili w 45 roku wyzwalając miasto. Wyzwalanie polegało na wjeździe do opuszczonego i nienaruszonego miasta, a potem uchlani sołdaci zaczęli palić dla zabawy najstarsze i najcenniejsze zabytki. Co ciekawie władza sowiecka dokonała zniszczenia, w ciągu kolejnych 20 lat rozpierając kolejne obiekty, które dało się wtedy ocalić. ech...
wtorek, 4 września 2012
niedziela, 2 września 2012
Krakówek
Jakiś czas temu zachwycałem się Krakowem, klimatem i zgrabnym połączeniem wielu wątków społeczno-gospodarczych ;-). Znowu gościłem w grodzie Wandy i znowu przetarłem parę razy spust migawki...
Tym razem wybrałem się do lokalu gastronomicznego o dumnej nazwie "Dania Domowe". Po wejściu miałem mieszane uczucia, lecz liczba konsumentów przekonała mnie, że się tutaj nie zatruję. Rzeczywiście, jedzenie smakowało jak u mamy, choć do wyboru były tylko dwa dania, bezmięsne (kopytka ze skwarkimi SIC! i surówka) oraz mięsne (kopytka, kotlety mielone /dwa, ledwo to wciągnąłem taka ilość mięsa/, surówka) i deser jak na załączonym obrazku :-) z deserów wybrałem jednak kompot...
Stanowisko kasowe przy jednym ze stolików, bardzo uroczo to wyglądało...
W barze toalety zamknięte, więc wszedłem do jakiegoś biurowca, w którym lamperie i wystrój przypominały mi zakład, w jakim pracował mój ojciec w latach 80-tych, już na wejściu miałem poważny problem decyzyjny w wyborem właściwej wygódki...
Spacery po parku uzmysłowiły mi także, że problemy zarządców zieleni są znacznie bardziej skomplikowane niż we Wrocławiu. My mamy tylko problem z przenawożeniem trawników, oni mają też "naloty". Akurat efekt gołębich stad widać po brunatnych placach martwej ziemi w parkach.
A tutaj ciekawy sposób na przeprowadzenie remontu... No chyba, że to gołębnik na wysokiej podbudowie albo ilustracja tego, w jaki sposób lokatorzy dochodzą do kompromisu w sprawie remontów :-)
Można pomstować na kierowców, ale to co się dzieje na ulicach i chodnikach Krakowa to już jest koszmar, wcale nie bawiło mnie, jak ten człowiek próbował przedrzeć się przez chodnik, okazało się, że tamtych dwóch panów na dalszym planie musiało go przenieść nad samochodem, bo jakiś idiota zaparkował tak, że wózek inwalidzki nie mógł przejechać między autem a rogiem kamienicy... Oszczędziłem sobie robienia zdjęć...
A tutaj ciekawostka: minaret, oryginalny, z drzwiczkami i barierką, identyczny (choć niższy) jak te z Maroka... hmmm, idzie nowe czy fanaberia architekta?
Co tu gadać... zbyt wiele dwuznaczności...
Jakiś czas temu prowadziłem, z czystej ciekawości, analizę poziomu życia ludności w różnych epokach (na podstawie wybranych opisów życia, powierzchni lokali mieszkalnych z różnych epok itd.). Wyszło mi na przykład, że w okresie "siermiężnego" kapitalizmu (1850-1900) we Wrocławiu, najniżej wykwalifikowany robotnik fabryki, miał takie zarobki (przy 10 godzinnej dniówce plus soboty), że wynajmował 60 metrowe mieszkanie na śródmieściu w ozdobnej kamienicy, mógł utrzymać kilkoro dzieci i niepracującą żonę. Ja, wysoko wykwalifikowany specjalista, na dwóch etatach (realnie biorąc 10 godzinna dniówka non stop oprócz niedzieli) mogę pozwolić sobie na 60 metrowe mieszkanie w śródmieściu we Wrocławiu, utrzymuję dwójkę dzieci i żonę (ale pracującą bo byśmy nie dali rady ;-) ). Czy muszę przypominać, że w tamtym czasie była wielka emigracja ludności, dzisiaj co mamy, jak w lustrze! Jakoś mi się nie kalkuluje, że żyjemy w XXI a nie XIX wieku (chyba kolejność znaczka I nie ma znaczenia...).
Ta gorzka konstatacja przypomniała mi się, gdy przechadzałem się po krakowskim rynku, współczesne obiekty handlowe na tle tych starych i już niemodnych... Na tyle nas dzisiaj stać?
Fajnie, polski kibel ale europejski poziom... z oszczędności wybrałem "urinal" :-p
I na koniec jakoś dziwnie w tej sytuacji skojarzyło mi się słowo maczanka... to tyle wrażeń z wycieczki...
Subskrybuj:
Posty (Atom)