wtorek, 25 września 2012

Armenia, no to kończymy



Wybierając się do Armenii miałem nadzieję zobaczyć korzeń Chrześcijaństwa, szykowałem się na nabożeństwa, śpiewy, na klimat który się nie zmienił od II wieku naszej ery, e coś tam znajdę czego coraz bardziej brakuje u nas. Tysiące lat Ci ludzie modlili się, a 70 lat komunizmu  i dwa pokolenia wystarczyły, żeby świątynie zamarły i popadły w gruzy.  Zobaczyłem ruiny, poste wnętrza, gdy łącznie naliczyłem może 20 osób wierzących, to miałem wrażenie, że odwiedzam jakąś wymarłą cywilizację, którą najechały chordy laików. Oprócz tych 20 wierzących, reszta odwiedzających te miejsca zachowywała się dziwnie, w sposób dla mnie niespotykany. Nie potrafię tego fenomenu opisać, wyobraźcie sobie może mszę św. w jakiś naszym kilkusetletnim kościele, a tutaj nagle włażą ludzie,  idą środkiem, robią sobie zdjęcia, gadają, jedzą, krzyczą, nawołują się, jakby nie widzieli co się dzieje. 

Gdyby patrzeć na te świątynie okiem nieuzbrojonym w wiedzę, to właściwie nie warto wybierać się do Armenii, ot malownicze, lepiej lub gorzej odrestaurowane i utrzymane świątynie. Jednak gdy uświadomię sobie, że   te przebogate formy kładli tutaj ludzie, w czasie gdy my, "Polacy" żyliśmy w szałasach gdzieś pomiędzy w Bobrem a Bugiem to, jakiś taki niewyrobiony się czułem przy lokalsach nawet, jeśli ci chodzili w gumniakach. 

























































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz