Nie wiem czy przypadkiem nie ocieram się ze swoimi zdjęciami o produkcję masową (czytaj tandetę), ale przy okazji pobytu w Jarosławiu próbowałem trochę kompozycji z "człowiekami". Chodząc po ulicach miasteczka nie mogłem się nadziwić tym, jak bardzo różni się życie takich miejsc od życia wielkomiejskiego (in plus). Mam wrażenie, że my, mieszczuchy zamknęliśmy się całkowicie w swoich mieszkaniach. Tutaj życie toczy się na zewnątrz, na przystankach, na progach kamienic, na chodnikach, w sklepikach i w podwórkach. I chociaż ewidentnie widać jakieś specyficzne "zawieszenie", rzucają się w oczy zwykłe społeczne problemy, to przechadzając się uliczkami miałem wrażenie, jakbym uczestniczył w specyficznym rodzinnym rytuale, tak mi obecnie obcym. Ludzie chodzą od jednej gromadki do drugiej i się witają, dyskutują, wszyscy wszystkich znają. Coś podobnego widuję na wschodzie i bardzo mi to odpowiada.
Dziwne pojęcie tandety ;)
OdpowiedzUsuń