niedziela, 20 lutego 2011

Z ZASOBÓW ANTYKWARIATU: Ukraina 2001 (czy jakoś tak) cz.1

Mój mały synek dobrał się wreszcie do szafki, w której trzymam slajdy sprzed lat i uświadomił mi (za pomocą paluszków i ślinki) jak kruche są moje archiwa. Sporządziłem zatem, ze starego powiększalnika ciemniowego, dwóch statywów, zestawu makro i cyfrówki, maszynerię przypominająca aparat rentgenowski a lat 60-tych, która (o dziwo) z doskonałym skutkiem (acz mozolnie), otworzyła proces archiwizacji cyfrowej zasobów. Mam wprawdzie jeszcze z 900 błon do archiwizacji ale te slajdy mają jakiś analogowy czar.

Ta wyprawa, jak się okazało, była dla mnie dość niebezpieczna, gdyż zaraziłem się bakcylem wyprawowym. Od tamtej pory zapach zatęchłego namiotu, mokre skarpety, przemarznięte paluchy i przepocona koszulka są dla mnie spełnieniem marzeń, muzą i wytchnieniem. 


Wybaczcie plamki, kurz, nierówne docięcie i brak obróbki, jednak jakiś klimat bije ze slajdów, nie chcę go niszczyć elektroniką.




 Jedna z wiosek w okolicach Kwasów





Obserwatorium na Popie Iwanie (Czarnohora). W tym czasie okradziono (zbrojnie) do majtek kilku turystów z Polski, wysłano patrole pograniczników w góry. Początkowo wzięliśmy ich za rabusiów ale przygoda zakończyła się pamiątkowym zdjęciem) 






 Na grzbiecie Czarnohory




















To jest ciekawy dokument. Zaskoczyła nas burza wieczorem niemal na szczycie jakiejś góry. Nawałnica była tak nagła, że w zasadzie zatrzymała nas i innych turystów tam, gdzie stali. Na szczycie biwak Ukraińskich turystów. My spaliśmy jakieś 0,5 km dalej. Jak się okazało, nie był to mój jedyny w życiu nocleg na szczycie w czasie burzy. 










Właśnie tego człowieka (Rumun) zatrzymali pogranicznicy.












 Drugi biwak szczytowy w Czarnohorze.



 W drodze do Wierchowiny, ciekawe, czy tam się jeszcze kosi w ten sposób (i w ogóle) łąki













 

1 komentarz: